„Och!” powiedziała Wiosna, biorąc ją. „Jaka słodka”.
Odwróciła się, natychmiast rozproszona tym, że ktoś woła jej imię, i podała kartkę mojej matce, nawet na nią nie patrząc.
Mama na chwilę otworzyła kartkę, a jej wzrok powędrował ku tymczasowej stodole i starannie narysowanym koniom.
„Świetny wysiłek” – mruknęła pod nosem.
Następnie weszła do środka i odłożyła książkę na zagraconą półkę tuż za drzwiami, gdzie leżały kurzące się listy, stare rękawiczki i stos ulotek.
Drzwi szafy w przedpokoju zamknęły się z cichym kliknięciem.
Uśmiech Finleya zbladł.
„W porządku” – mruknąłem, odgarniając jej kosmyk włosów z czoła. „Zobaczy to później”.
Mama zaprowadziła nas do długiego stołu, przy którym miała zasiadać rodzina.
Krzeseł było akurat tyle, ile było dla dorosłych i dzieci, które już tam były. Żadnych dodatkowych. Zmarszczyła brwi na sekundę, po czym zniknęła i wróciła z zardzewiałym, starym, metalowym składanym krzesłem z garażu.
„Wciśniemy ją na końcu” – powiedziała, rozkładając ją obok ostatniego stałego siedzenia i krzywo wciskając przy nodze stołu.
Finley wspięła się na górę, jej kolana ledwo mieściły się pod krawędzią.
W miarę jak popołudnie zbliżało się ku końcowi, zadziory pojawiały się cicho, niemal leniwie, były wyrzucane w powietrze i pozostawiane tam, by opadły na dno lub unosiły się na wodzie.
„Uważaj z sokiem” – powiedziała mama, patrząc na kubek Finleya, jakby był w nim kwas. „Nie chcemy zniszczyć twoich ładnych ubrań”.
Dwie minuty później Daisy wylała keczup na swoją falbaniastą sukienkę, a mama tylko się roześmiała. „Dzieciaki” – powiedziała, delikatnie pocierając. „Powinny się brudzić”.
Kiedy Reed pokazał niebieską wstążkę z jakiegoś młodzieżowego pokazu jeździeckiego, dorośli zaczęli klaskać, a mama najgłośniej. „To mój wnuk” – zawołała z zachwytem. „Zawsze przekracza oczekiwania”.
Finley próbował ustawić się w kolejce dzieci do przejażdżki na kucykach, podskakując podekscytowany.
„Te buty nie są rozchodzone” – zawołała mama, powstrzymując ją. „Proszę, trzymaj się minizoo. Nie chcemy dzisiaj żadnych skręconych kostek”.
Finley skinęła głową i posłusznie poszła na ogrodzony teren, karmiąc marchewką kozy, jednocześnie obserwując, jak Reed krąży na kucyku, podczas gdy jego opiekun trzymał lejce.
Byłem zajęty rozkładaniem chipsów i pomaganiem tacie napełniać chłodziarki do napojów. Jednym okiem patrzyłem na grilla, a drugim na córkę.
„Twoja mama jest dziś w swoim żywiole” – powiedział cicho tata, siedząc obok mnie i przerzucając burgery.
„Zawsze taka jest” – odpowiedziałem.
Spojrzał na mnie, jakby chciał powiedzieć coś więcej, po czym odwrócił się z powrotem w stronę grilla, gdy ktoś zawołał o więcej hot dogów.
Impreza rozkręcała się na całego. Samochody wciąż wjeżdżały na podjazd. Rodzice ze szkoły. Znajomi farmerzy. Ludzie z kościoła. Dzieciaki biegały dookoła, z twarzami pomalowanymi w tygrysy i motyle.
Ciasto dotarło do mnie wczesnym popołudniem, moja mama wyniosła je z kuchni, jakby było klejnotem w koronie.
Ogromny tort w formie blachy, z białym lukrem, z kucykami z fondantu na brzegach i dużą niebieską świecą „10” pośrodku. Wyglądał jak coś, co przyjechało prosto z piekarni w mieście, gdzie kolejka ustawiła się przed drzwiami.
Wszyscy się zebrali. Wyciągnięto telefony. Ktoś ściszył muzykę. Zaśpiewaliśmy Reedowi „Sto lat” na cały głos.
Wypowiedział życzenie i zdmuchnął świeczkę jednym tchem. Wszyscy wiwatowali.
Mój telefon zawibrował w kieszeni, gdy ludzie zaczęli przesuwać się w stronę stołu z tortem.
Wyciągnąłem go i spojrzałem na ekran.
Klient: PILNE – Potrzebna korekta przed poniedziałkiem.
Projekt w Salt Lake City. Duży kontrakt. Krótki termin. Ich poniedziałek wisiał na włosku. Podobnie jak mój czynsz za kolejny miesiąc, gdybym coś zepsuł.
Rozejrzałam się po podwórku. Finley stał niedaleko dmuchanego zamku, śmiejąc się z inną małą dziewczynką, z rumieńcami na policzkach.
„Hej, mamo” – powiedziałam, łapiąc Evelyn przy nożu do ciasta. „Muszę szybko zadzwonić. Dziesięć, maksymalnie piętnaście minut. Możesz zaopiekować się Finleyem?”
Przeniosła wzrok na moją córkę, po czym znów skupiła go na cieście.
„Nic jej nie jest” – powiedziała. „Idź i rób swoje”.
Nie było to zbyt pocieszające, ale nie miałem czasu na kłótnie.
Ścisnęłam ramię Finleya, idąc do domu. „Muszę odebrać telefon służbowy, kochanie. Zaraz wracam. Trzymaj się tak, żeby babcia cię widziała, dobrze?”
„Dobrze” – powiedziała. „Czy możesz później zrobić mi zdjęcie holu?”
Jej myśli zawsze były w połowie zaangażowane w moje projekty.
„Zrobione” – obiecałem.
Wszedłem do pokoju gościnnego z korytarza, zamknąłem drzwi, otworzyłem laptopa na komodzie i kliknąłem link do Zooma. Połączenie początkowo zacinało się, ale potem się ustabilizowało.
Przez następne czterdzieści minut przesuwałem wiązki światła, dopasowywałem schematy oświetlenia, odpowiadałem na pytania dewelopera z Utah, który bardzo interesował się płytkami podłogowymi, ale wcale nie tortem urodzinowym w Idaho.
Wyciszyłem głos, gdy rozmawiali na boku, i wsłuchiwałem się w dźwięki dochodzące z zewnątrz — stłumiony ryk śpiewu, potem śmiech, a potem ogólny gwar imprezy.
Kiedy klient w końcu powiedział: „Wygląda dobrze, Heather. Dokończmy to”, uśmiechnąłem się, podziękowałem i wylogowałem.
Zamknąłem laptopa, czując tę znajomą falę ulgi. Praca wykonana. Klient zadowolony. Życie mogło wrócić do udawania normalności.
Otworzyłem drzwi sypialni i wyszedłem na korytarz.
Zajęło mi chwilę, zanim zrozumiałem, co jest nie tak.
Dom wydawał się… pusty. Nie pusty – głosy wciąż dochodziły przez otwarte okna – ale jakoś nieswojo.
Wyszłam na tylny ganek i odruchowo rozejrzałam się po ogrodzie, wypatrując jaskraworóżowej opaski Finley.
Dostrzegłem ją na schodach poniżej mnie.
Sam.


Yo Make również polubił
Metoda 4-7-8: Jak wytrenować mózg, aby zasnął w 60 sekund
Magiczny ryż: sekret eksplozji kwiatów Lopatkovec (Spathiphyllum)
Nanieś odrobinę na wszystkie rośliny w domu, a zobaczysz efekty w czasie rzeczywistym
Buchtelki Jak u Babci – Puszyste, Ciepłe i Pełne Smaku!