Okazja właśnie przekroczyła próg mojego domu, zdjęła krawat i powiedziała mi, że będę siedzieć przy stole, podczas gdy mój mąż był przekonany, że jestem głucha na każde jego słowo.
Nie wiedziałem, czy to dar, czy przekleństwo. Ale wiedziałem, że go przyjmę.
Tydzień się wlókł.
Chodziłem do pracy, uczestniczyłem w spotkaniach dotyczących kampanii i harmonogramów, kiwałem głową w odpowiednich momentach, a potem wracałem do domu i wkuwałem japoński biznesowy, aż oczy mi się zaćmiły. Oglądałem powtórki dialogów, szukałem zwrotów grzecznościowych, takich jak „Dziękuję za tę szansę” i „Doceniam twój czas”. Ćwiczyłem obojętność, podczas gdy mój mózg pracował na pełnych obrotach.
Obserwowałam też Davida. Naprawdę go obserwowałam. To, jak częściej uśmiechał się do telefonu niż do mnie. To, jak mówił „chwileczkę”, a potem zniknął na pół godziny w wątku maili. To, że nie kupiłam nowej wody kolońskiej, tej, która ledwo utrzymywała się na jego koszulkach.
Nie wiedziałem, czego się spodziewać na tej kolacji. Może byłem paranoikiem. Może to będą nudne gadania o kwartalnych przychodach i pozyskiwaniu użytkowników, a ja wrócę do domu zawstydzony, że wyobraziłem sobie sekrety, których nie było.
Część mnie miała nadzieję, że tak się stanie. Łatwiej byłoby żyć z lekkim rozczarowaniem niż z tym, co faktycznie usłyszałem.
Czwartek przyniósł gęstą mgłę nadbrzeżną. Jazda z Mountain View do San Francisco drogą 280 przypominała podróż przez tunel szarości. W centrum miasta mgła rozwiała się na tyle, że ukazała się panorama miasta, pełna szkła, stali i ambicji.
Hashiri znajdował się u stóp eleganckiego budynku, pełnego czystych linii i dyskretnego luksusu. Parking dla gości był pełen czarnych sedanów i cichych samochodów elektrycznych, z których wysiadali ludzie w szytych na miarę garniturach i dyskretnej biżuterii, która prawdopodobnie kosztowała więcej niż mój samochód. W środku unosił się delikatny zapach cedru i cytrusów.
Przyjechaliśmy wcześnie. David spojrzał na swoje odbicie w ciemnej szybie przedpokoju, wygładzając krawat, który nie wymagał wygładzania.
„Pamiętaj” – powiedział tonem menedżera – „po prostu bądź miły. Nie wtrącaj się do rozmowy biznesowej. Jeśli Tanaka-san zwraca się do ciebie po angielsku, niech będzie lekki i zwięzły. Potrzebujemy, żeby skupił się na transakcji, a nie był rozproszony”.
„Rozumiem” – powiedziałem. Od lat grałem „przyjemnie”.
Tanaka już siedział, gdy gospodarz zaprowadził nas do stolika. Wstał, gdy podeszliśmy – mężczyzna po pięćdziesiątce w okularach w srebrnych oprawkach i grafitowym garniturze, który leżał na nim, jakby uszyto go specjalnie dla niego w cichym tokijskim warsztacie.
David lekko się skłonił. Poszedłem za jego przykładem, poruszając się odrobinę bardziej niezręcznie, niż było trzeba, odgrywając rolę kogoś nieobeznanego z tym zwyczajem. Wymienili pozdrowienia po japońsku – formalne, gładkie zwroty, które doskonale rozumiałem.
„To zaszczyt cię poznać” – powiedział David. „Dziękuję, że przebyłeś całą tę drogę”.
Tanaka odpowiedział grzecznie i z wyczuciem. Wychwyciłem każdy niuans.
Usiedliśmy. W sali panował szum cichych rozmów i brzęk delikatnych kieliszków. Kelner przyniósł menu, opisał degustacyjne dania szefa kuchni. Tanaka pochwalił restaurację, wspomniał o swoim hotelu niedaleko Union Square, zapytał, czy David po raz pierwszy gości partnera z Tokio.
Jego angielski był lepszy, niż sugerował David. Z akcentem, owszem, ale jasny i łatwy do zrozumienia.
Jednak gdzieś pomiędzy amuse-bouche a pierwszym daniem, naturalnie przeszli na język japoński.
Obserwowałam, jak mój mąż zmienia się nieco w tym obcym języku. Nie nie do poznania, ale bardziej wyostrzony. Bardziej pewny siebie. Pauzy, które robił w angielskim, żeby znaleźć odpowiednie słowo klucz, zniknęły tutaj; był płynny, pewny siebie, aż za bardzo.
Rozmawiali o rynkach, konkurentach i planach ekspansji na Zachodnim Wybrzeżu. David mówił o „wykorzystaniu synergii” i „efektywności transgranicznej” po japońsku tak płynnie, że brzmiał niemal jak wyuczony.
Siedziałem cicho, z rękami złożonymi na kolanach, a wzrok błądził między nimi, jakbym śledził grę w tenisa. Żułem powoli. Uśmiechałem się w odpowiednich momentach. Wzrok miałem łagodny, nieostry, jakby szybki japoński był rozmazanym, niezrozumiałym dźwiękiem.
Potem Tanaka lekko się do mnie odwrócił. Jego oczy były życzliwe. Po japońsku zadał bardzo uprzejme pytanie: w jakiej dziedzinie pracuję i czy sprawia mi to przyjemność.
Otworzyłem usta, gotowy udawać, że nie zrozumiałem, ale nie miałem okazji.
Dawid odpowiedział za mnie.
„Och, Sarah pracuje w marketingu” – powiedział po japońsku lekkim tonem. „Ale to tylko mała firma. Nic poważnego. Raczej hobby, żeby się czymś zająć. Zajmuje się głównie naszym domem”.
Hobby.
Jest taki szczególny rodzaj bólu, który nie sprawia, że drgniesz na zewnątrz, bo przez lata ćwiczyłeś swoją twarz, żeby nie reagowała. Jednak w środku coś zgina się tak mocno, że masz wrażenie, jakby miało pęknąć.
Piętnaście lat pracy sprowadzone do odrobiny rozrywki. Długie noce spędzone na dokańczaniu raportów, żeby móc mieć wolne weekendy na jego firmowe eventy. Projekty, które prowadziłem, klienci, których zdobyłem, terminy, które dotrzymałem, żonglując wszystkim innym – spakowane w folię i uznane za „nic poważnego”.
Tanaka skinął uprzejmie głową. „Rozumiem” – powiedział. „Rodzina jest ważna”.
Odpuścił. Rozmowa wróciła do planów rozwoju produktów.
Danie za daniem, sztuka na ceramicznych talerzach. Ledwo cokolwiek poczułem. Słuchałem.
Przez następną godzinę obserwowałam, jak mój mąż się nadyma. Mówił o swojej roli w transakcjach, o których wiedziałam, że były wynikiem pracy zespołowej. Przypisywał sobie zasługi za inicjatywy, na które słyszałam, jak narzekał na angielskim. Lekko wyolbrzymiał swoje wpływy. Nie były one całkowicie zmyślone, ale były… większe. Bardziej efektowne.
Następnie Tanaka, jak zawsze uprzejmy biznesmen, skierował rozmowę na temat równowagi między życiem zawodowym a prywatnym. Poruszył kwestię, jak wymagające może być przywództwo w relacjach osobistych i jak ważne jest wsparcie w domu.


Yo Make również polubił
SUCHE, SZORSTKIE RĘCZNIKI SĄ PONOWNIE MIĘKKIE DZIĘKI TECHNIKI WORKA
Tytuł: Tradycyjne pierogi z kapustą i grzybami – przepis na smakowite danie!
Semla: przepis na szwedzkie słodkie bułeczki wypełnione kremem migdałowym i bitą śmietaną
Jak zachować zioła na dłużej