„Dwieście. Dwieście pięćdziesiąt. Dziękuję, proszę pana. Trzysta dla mężczyzny w brązowym kapeluszu. Sprzedane.”
Każda sprzedaż kończyła się uderzeniem młotka i szuraniem butów. Pieniądze przechodziły z rąk do rąk. Kantary przechodziły z rąk do rąk. I nikt nie spojrzał dwa razy na konie, które odchodziły. Bo tu, w Czerwonej Wierzbie, cuda nie istniały. Waga istniała. Koszty paszy istniały. Wszystko inne było tylko wiatrem i pobożnymi życzeniami.
W Czerwonej Wierzbie nikt nie wierzył w cuda, tylko w cenę za funt.
Kiedy Clint podszedł z powrotem do mikrofonu, tłum już wiedział, co się stanie. Jego głos nabrał tonu, którego nie było u innych, trochę cieńszego, trochę ostrzejszego.
„W porządku, proszę państwa” – powiedział. „Następna, numer czternasty. Nieśmiały ogier, siedem lat. Albinos. Trzech poprzednich właścicieli, dwa incydenty.”
Poszmer przetoczył się przez tłum jak wiatr w suchej trawie.
Skinął głową w stronę pracowników podwórza. Zasuwka otworzyła się z zgrzytem metalu. Brama otworzyła się szeroko i z zagrody wyłonił się duch.
Siatka ogiera była tak biała, że zdawała się odbijać promienie słońca i odbijać je dwa razy jaśniej. Grzywa opadała mu w splątane, srebrzystoszare pasma, a ciało nabrzmiałe siłą. Ale to jego oczy zatrzymały tłum – blade, różowawe, niemal przezroczyste, osadzone w twarzy zbyt uderzającej, by patrzeć na nią długo. Po boku biegł gruby ślad, taki, który nie goił się całkowicie, ale raczej przypominał ból.
Powietrze wokół niego się zmieniło. Poruszał się z napięciem cięciwy, każdy mięsień napięty, czujny. Kiedy treser szarpnął za linę, ogier stanął dęba, a przednie kopyta błysnęły jak noże. Chłopak trzymający linę potknął się, upadł z powrotem w kurz, a koń ponownie uderzył w bramę. Dźwięk rozbrzmiał po podwórzu, metal zgrzytał o metal.


Yo Make również polubił
Pieczone skrzydełka z kurczaka z ziemniakami: smaczne danie
Kulki Butterfinger
Domowe sposoby na opuchnięte stopy
Delikatny Sernik z Malinami i Twarogiem – Prosty Przepis na Lekki Deser