„Czy uważasz, że zachowanie twoich dzieci przed zawałem serca było rzeczywiście tak złe, jak to opisałaś?” – zapytała – „czy też uważasz, że trauma medyczna uczyniła cię bardziej wrażliwą na normalną dynamikę rodziny?”
Pytanie to ujawniło dokładnie ten rodzaj defensywnego myślenia, który uniemożliwia rodzinom zajęcie się autentycznymi problemami w relacjach.
„Patricio” – powiedziałem spokojnie – „czy uważasz, że polecenie matce, żeby w razie nagłego wypadku kardiologicznego wzięła Ubera i pojechała do szpitala, jest normalną dynamiką rodzinną?”
„Cóż, nie” – przyznała Patricia. „Ale może naprawdę uważali, że przesadza z objawami lękowymi”.
„Na podstawie jakich dowodów?” – zapytałem. „Czy zna pan historię choroby swojej matki na tyle dobrze, żeby odróżnić jej uzasadnione problemy zdrowotne od lęków?”
„Nie do końca” – odpowiedziała.
„Czy wiesz, jakie leki bierze?” – naciskałem. „Jakie objawy miała ostatnio lub co lekarze powiedzieli jej o czynnikach ryzyka sercowo-naczyniowego?”
“NIE.”
„Czyli bronisz lekceważącej reakcji moich dzieci na mój nagły przypadek medyczny” – powiedziałem – „jednocześnie przyznając, że sam nie masz pojęcia o stanie zdrowia swojej matki?”
Patricia wyglądała na zakłopotaną, gdy dostrzegła podobieństwo między dynamiką sytuacji w jej rodzinie a historią, którą się z nią dzieliłam.
„Chyba tak”, powiedziała cicho.
„Pytanie nie brzmi, czy trauma medyczna uczyniła mnie bardziej wrażliwą na dynamikę rodziny” – powiedziałem. „Pytanie brzmi, czy trauma medyczna w końcu zmusiła mnie do uznania dynamiki rodziny, która przez lata była problematyczna”.
„Jaka jest różnica?” zapytała Patricia.
„Różnica polega na tym, czy przesadzałam w reagowaniu na pojedyncze incydenty” – powiedziałam – „czy też reagowałam właściwie na wzorce zachowań, które stopniowo, z czasem, niszczyły nasze relacje”.
Colin pojawił się w drzwiach ośrodka rehabilitacyjnego. Przyjechał, żeby mnie odebrać po zakończeniu mojej zmiany wolontariackiej.
„Cześć wszystkim” – powiedział ciepło. „Jak idzie dzisiejsza sesja?”
„Doktorze Matthews” – powiedziałem – „rozmawialiśmy o tym, jak rodziny uczą się udzielać autentycznego wsparcia w trakcie rekonwalescencji po przebytym urazie serca, zamiast po prostu udzielać porad, które nie wymagają osobistego zaangażowania”.
„To jeden z najważniejszych aspektów udanego powrotu do zdrowia” – zgodził się Colin, siadając na krześle obok Janet i Patricii. „Członkowie rodziny, którzy rozumieją, że powrót do zdrowia wymaga obecności, a nie rozwiązywania problemów, zazwyczaj osiągają lepsze długoterminowe rezultaty”.
„Co masz na myśli mówiąc o obecności, a nie o rozwiązywaniu problemów?” – zapytała Patricia.
„Obecność oznacza spędzanie czasu z pacjentami, ponieważ chcesz wspierać ich dobrostan emocjonalny” – powiedział Colin – „a nie dlatego, że chcesz skutecznie naprawić ich sytuację”.
„A rozwiązywanie problemów?”
„Rozwiązywanie problemów oznacza oferowanie rozwiązań, które usuwają obawy pacjenta ze sfery twojej odpowiedzialności” – powiedział – „zamiast zapewniać stałe, osobiste wsparcie”.
„Czy możesz podać nam jakiś przykład?” zapytała Janet.
„Kiedy Tori została wypisana ze szpitala” – powiedział Colin – „jej dzieci mogły zatrudnić opiekunkę domową, która codziennie by się nią opiekowała, albo mogły tak ułożyć swój grafik, żeby odwiedzać ją osobiście i towarzyszyć jej w czasie rekonwalescencji”.
„Co wybrali?” zapytała Janet.
„Postanowili odwiedzić ją osobiście” – powiedział Colin – „ponieważ zdawali sobie sprawę, że ich matka potrzebuje więzi emocjonalnej, a nie tylko nadzoru medycznego”.
„I to coś zmieniło?” zapytała Janet.
„To wpłynęło na jej chęć podporządkowania się wymogom rehabilitacji” – powiedział Colin – „i na jej ogólną adaptację psychologiczną do życia po incydencie kardiologicznym”.
Janet spojrzała na córkę z wyrazem twarzy sugerującym, że dostrzega problemy w relacjach rodzinnych.
„Patricio” – powiedziała cicho Janet – „kiedy ostatnio odwiedziłaś mnie, bo chciałaś mojego towarzystwa, a nie dlatego, że czułaś się zobowiązana sprawdzić, jak się czuję?”
„Mamo, odwiedzam cię co tydzień” – zaprotestowała Patricia.
„Nie o to pytałam” – powiedziała łagodnie Janet. „Kiedy ostatnio odwiedziłeś mnie, bo naprawdę chciałeś spędzić ze mną czas?”
Patricia milczała przez kilka minut zanim odpowiedziała.
„Szczerze mówiąc” – przyznała – „nie jestem pewna, czy potrafię sobie przypomnieć konkretny moment”.
„Właśnie tak myślałam” – powiedziała Janet.
„Ale zależy mi na twoim dobru, mamo” – szybko powiedziała Patricia.
„Wiem, że zależy ci na moim dobru” – odpowiedziała Janet – „ale troska o czyjeś dobro nie jest tym samym, co cieszenie się czyimś towarzystwem lub docenianie jego obecności w swoim życiu”.
Colin i ja wymieniliśmy spojrzenia, przypominając sobie rozmowę, jaką odbyliśmy z Ethanem i Bellą w okresie mojej rekonwalescencji.
„Janet, Patricio” – powiedziałem – „czy chciałybyście usłyszeć, jak nasza rodzina nauczyła się przekształcać relacje oparte na zobowiązaniach w relacje oparte na więziach?”
„Proszę” – powiedziała natychmiast Janet.
„Zaczęliśmy od uznania, że dobre intencje nie wystarczą do utrzymania autentycznych relacji” – powiedziałem. „Troska o kogoś i chęć spędzenia z nim czasu to różne doświadczenia emocjonalne, wymagające innego rodzaju uwagi”.
„Jakiego rodzaju uwagi?” zapytała Patricia.
„Troska o kogoś oznacza dbanie o jego dobrostan i udzielanie pomocy w razie potrzeby” – wyjaśniłem. „Chęć spędzenia czasu z kimś oznacza cieszenie się jego osobowością i czerpanie z rozmów i wspólnych doświadczeń”.
„A twoje dzieci nauczyły się robić jedno i drugie?” – zapytała Janet.
„Dowiedzieli się, że trwałe relacje rodzinne wymagają obu tych rzeczy” – powiedziałem. „Nie da się utrzymać długotrwałej więzi wyłącznie w oparciu o obowiązki opiekuńcze i nie da się zapewnić skutecznego wsparcia, jeśli nie odczuwa się prawdziwej przyjemności z osoby, której próbuje się pomóc”.
„Skąd się tego nauczyli?” zapytała Janet.
„Dzięki systematycznej praktyce przez miesiące” – powiedziałem – „nie poprzez dramatyczne objawienia czy emocjonalne rozmowy. Musieli doświadczyć różnicy między wizytą u mnie z poczucia winy a wizytą z pragnienia mojego towarzystwa”.
„Jaka była różnica?” zapytała Patricia.
„Kiedy przychodzili, bo czuli się winni, nasz wspólny czas wydawał się wymuszony i sztuczny” – powiedziałem. „Kiedy przychodzili, bo chcieli mojego towarzystwa, nasze rozmowy stawały się naturalne i przyjemne”.
„A jak można było stwierdzić, jaka motywacja kierowała ich wizytami?” – zapytała Janet.
„Czas i konsekwencja” – powiedziałem. „Uwaga motywowana poczuciem winy słabnie, gdy kryzys, który ją wywołał, staje się mniej bezpośredni. Prawdziwa uwaga motywowana uczuciem pogłębia się, gdy relacje stają się bardziej autentyczne”.
Poprosiłam dzieci, żeby zawiozły mnie do szpitala, kiedy ledwo mogłam oddychać z bólu w klatce piersiowej. Ziewnęły i powiedziały: „Mamo, zadzwoń po Ubera. Jutro mamy pracę”. Pojechałam sama i okazało się, że mam rozległy zawał serca. Sześć godzin później zadzwonił do nich mój kardiolog i powiedział: „Musisz przyjechać teraz. Ona może nie przeżyć”.
Kiedy dotarli na oddział intensywnej terapii, dowiedzieli się, że lekarzem, który uratował mi życie, był ich ojciec — człowiek, który szukał nas przez 36 lat — podczas gdy oni byli zbyt zajęci spotkaniami służbowymi, aby zawieźć matkę do szpitala, gdzie wymagała nagłego wypadku medycznego.
Ten telefon nie tylko uratował mi życie. Nauczył moje dzieci, że niektóre spotkania służbowe nie są warte utraty rodziny.
Dwa lata później nie byłam już Tori Ashworth, porzuconą samotną matką, której dzieci traktowały jej dobro jako drugorzędne w stosunku do obowiązków zawodowych. Byłam Tori Matthews, żoną mężczyzny, który pokazał, że autentyczna miłość oznacza stałą obecność, matką dzieci, która zrozumiała, że wartościowe relacje wymagają stawiania obecności ponad wygodę, i wolontariuszką-doradczynią, która pomagała innym rodzinom odnaleźć różnicę między obowiązkiem a autentyczną więzią.
Niektóre nagłe przypadki medyczne niszczą rodziny, ujawniając nieprzezwyciężalną dysfunkcję i urazę. Mój nagły przypadek medyczny odbudował naszą rodzinę, zmuszając nas wszystkich do konfrontacji z różnicą między kochaniem kogoś a docenianiem jego obecności w naszym codziennym życiu.
I każdego wieczoru, gdy Colin wracał ze szpitala do domu, a moje dzieci dzwoniły, bo naprawdę chciały posłuchać, jak minął mi dzień, a nie dlatego, że czuły się zobowiązane do podtrzymywania kontaktu, czułam wdzięczność, że otarcie się o śmierć nauczyło nas wszystkich, jak naprawdę żyć razem jako ludzie, którzy wielokrotnie się wybierają, a nie po prostu tolerują siebie nawzajem z biologicznego obowiązku.
Zawał serca, który niemal mnie zabił, tak naprawdę uratował naszą rodzinę, ponieważ pokazał, że miłość bez obecności jest tylko piękną teorią, podczas gdy obecność w połączeniu z miłością tworzy rodzaj autentycznej więzi, która sprawia, że życie jest warte przeżycia, nawet gdy kryzysy zdrowotne przypominają nam, jak kruche jest to życie.


Yo Make również polubił
Nałóż wazelinę na kuchenkę i zaoszczędź wiele godzin pracy
Jedna kropla na ziemię wyeliminuje mrówki domowe w dwie minuty: niesamowite
20 Najgroźniejszych Nałogów i Nawyków, Które Powoli Wyniszczają Twoje Ciało
Woda goździkowa: oto korzyści