Trzęsły mi się ręce. Serce waliło mi tak mocno, że czułem je w skroniach. Byłem bardziej bezpośredni, niż zamierzałem. Teraz będzie wiedział, że coś jest nie tak.
Wróciłem do środka. Pan George spojrzał na mnie zaniepokojony, ale o nic nie pytał. Skończyłem zmianę na autopilocie, myślami gdzie indziej.
Wychodząc, szukałem adresu, który podała mi pani. Schronisko mieściło się w szarym, dwupiętrowym budynku. Na zewnątrz czekała kolejka kobiet, niektóre z dziećmi, inne samotnie, jak ja. Stanąłem na końcu kolejki.
Pracownica socjalna z notesem zapisywała nazwiska. Kiedy nadeszła moja kolej, spojrzała na mnie z zawodowym zmęczeniem.
„Imię i wiek.”
„Mary Olsen, 69 lat”.
Pisała nie patrząc na mnie.
„Sytuacja przemocy domowej?”
Zawahałem się. Czy to można uznać za przemoc domową?
„Mój syn… wyrzucił mnie z domu.”
Spojrzała w górę po raz pierwszy. Coś w mojej twarzy musiało jej powiedzieć, że w tej historii kryje się coś więcej.
„Możesz wejść. Na dziś wieczór jest wolne łóżko.”
Dali mi czystą kartkę i pokazali duży pokój z piętrowymi łóżkami. Były tam inne kobiety, niektóre młode, inne w moim wieku, wszystkie z tym samym zagubionym wyrazem twarzy. Wszystkie próbowały zrozumieć, jak się tu znalazły.
Schowałem swoje skromne rzeczy pod przydzielonym mi łóżkiem i usiadłem na cienkim materacu. Tak wyglądało teraz moje życie. Schronienie, pożyczone łóżko, brak domu.
Ale przynajmniej żyłem. I dopóki żyłem, mogłem walczyć.
Spędziłem pięć nocy w schronisku. Pięć nocy słuchając płaczu niemowląt, szeptanych rozmów kobiet, które nie mogły spać, skrzypiących piętrowych łóżek za każdym razem, gdy ktoś się poruszył. W schronisku unosił się zapach taniego detergentu i narastającej rozpaczy.
W ciągu dnia pracowałem w barze. Pan George zauważył moje zmęczenie, ale nie pytał. Byłem wdzięczny za jego milczenie. Nie miałem siły tłumaczyć, jak 69-letnia kobieta trafiła do noclegowni dla bezdomnych.
Szóstego dnia, kiedy przyjechałem do pracy, pan George czekał na mnie przy tylnych drzwiach. Miał zmarszczone brwi i skrzyżowane ramiona.
„Muszę z tobą porozmawiać” – powiedział.
Serce mi zamarło. Czy on mnie zwolni? Nie mogłam stracić tej pracy. To była jedyna stabilna rzecz, jaką miałam.
„Chodź ze mną” – powiedział i zaprowadził mnie do swojego małego biura na zapleczu baru.
Był to wąski pokój ze starym biurkiem i ścianami pokrytymi rachunkami poprzypinanymi pinezkami. Usiadł i wskazał na drugie krzesło.
“Siedzieć.”
Posłuchałem, z rękami złożonymi na kolanach.
„Wczoraj przyszła jakaś kobieta i pytała o ciebie” – powiedział. „Młoda, dobrze ubrana. Powiedziała, że jest twoją synową”.
Krew mi zamarzła.
„Czego ona chciała?”
„Chciała wiedzieć, gdzie mieszkasz. Powiedziała, że twój syn się martwi, bo nie odbierasz telefonu. Chcieli się upewnić, że wszystko z tobą w porządku”.
„Co jej powiedziałeś?”
„Tego nie wiedziałem. Że po prostu przychodzisz do pracy i wychodzisz. Nic więcej.”
Spojrzał mi prosto w oczy.
„Mary, masz kłopoty.”
Słowa utknęły mi w gardle. Chciałam powiedzieć, że nie, że wszystko jest w porządku, ale zdradziła mnie moja mina.
Pan George westchnął.
„Nie wiem, co się dzieje i nie będę cię do tego zmuszał, ale ta kobieta nie wyglądała na zmartwioną. Wyglądała, jakby polowała”.
Miał rację. Michael mnie szukał i teraz wykorzystywał swoją żonę, żeby mnie odnaleźć.
„Dziękuję, że nic jej nie powiedziałeś” – zdołałem powiedzieć.
„Uważaj” – powiedział pan George. „A jeśli będziesz czegoś potrzebował, nawet jeśli to tylko ktoś, kto będzie wiedział, gdzie jesteś, na wypadek gdyby coś się stało, powiedz mi”.
Skinąłem głową i wyszedłem z biura, nogi mi się trzęsły.
Resztę dnia pracowałem nieustannie patrząc w stronę drzwi, spodziewając się, że w każdej chwili zobaczę żonę Michaela.
Tego popołudnia, wychodząc z baru, poszedłem prosto do kąta, gdzie zawsze stała ta kobieta. Musiałem z kimś porozmawiać. Musiałem się wygadać, zanim wybuchnę.
Była tam, siedziała na swoim zwykłym miejscu z puszką przed sobą. Kiedy zobaczyła, że nadchodzę z zatroskaną miną, zrobiła sobie miejsce obok siebie.
„Powiedz mi” – rzekła po prostu.
Opowiedziałem jej o telefonie Michaela, o wizycie jego żony w barze, o tym, jak czułem się uwięziony, nie wiedząc, co robić. Słuchała w milczeniu, od czasu do czasu kiwając głową.
Kiedy skończyłem, wyglądała na zamyśloną.
„Wiesz, co mnie w tym wszystkim najbardziej zaskakuje?” – powiedziała w końcu. „To, że on uważa cię za głupią. Myśli, że nie dostrzegasz. Że łatwo tobą manipulować”.
Miała rację. Michael zawsze mnie tak traktował, jakbym była naiwna, jakbym nie rozumiała, jak działa świat.
„Wykorzystaj to na swoją korzyść” – kontynuowała. „Niech myśli, że ma kontrolę. Ty tymczasem przygotuj obronę”.
„Jakiej obrony? Nie mam nic. Nawet dowodów na to, co zrobił.”
Spojrzała na mnie z mądrością, którą można zdobyć tylko żyjąc na ulicy.
„Dowody są. Trzeba tylko wiedzieć, gdzie szukać. Właściciel twojego pensjonatu może zeznawać w sprawie gazu. Technik, który sprawdzał instalację, ma raport. Widziałem też twojego syna tamtej nocy”.
„Funkcjonariusz powiedział, że twoje zeznania nie mają większego znaczenia, bo nie masz stałego adresu” – powiedziałem z goryczą.
„W takim razie musimy mi dać jeden” – powiedziała ze smutnym uśmiechem. „Albo zdobyć coś innego, co uczyni mnie wiarygodną”.
Dopiero po dwóch dniach zrozumiałem, co miała na myśli.
Był piątkowy poranek. Przyszedłem do baru wcześnie, jak zawsze. Ale kiedy wszedłem tylnymi drzwiami, zobaczyłem pana George’a rozmawiającego z mężczyzną w mundurze. Nie był to zwykły policjant. To był sierżant Martinez.
Moją pierwszą reakcją była chęć ucieczki, ale pan George mnie zauważył i gestem nakazał mi podejść bliżej.
„Pani Olsen” – powiedział sierżant. „Muszę z panią porozmawiać”.
Panika ścisnęła mi pierś.
„Czy coś się stało?”
„Tak i nie. Czy możemy porozmawiać prywatnie?”
Pan George udostępnił nam swoje biuro. Sierżant zamknął drzwi i wyciągnął teczkę z manili.
„Badałem twoją sprawę” – powiedział – „i odkryłem kilka interesujących rzeczy”.
Otworzył teczkę i pokazał mi jakieś dokumenty. To były wyciągi bankowe. Dopiero po chwili zorientowałem się, że należą do Michaela.
„Skąd to masz?” zapytałem.
„Mam swoje metody” – powiedział ogólnikowo. „Słuchaj. Twój syn ma spore długi, niezapłacone pożyczki, limity na kartach kredytowych, a trzy miesiące temu zaciągnął pożyczkę, wykorzystując ziemię, którą zostawił ci mąż, jako zabezpieczenie”.
Zaparło mi dech w piersiach.
„On może to zrobić? Ziemia jest na moje nazwisko”.
„Nie pytał cię o pozwolenie. I właśnie tak, moim zdaniem, się stało”. Pokazał mi kolejny dokument. „To jest akt, który przedstawił bankowi. To twój podpis”.
Spojrzałem na dokument. Podpis wyglądał jak mój, ale nie był dokładny. Kreski były inne, mocniejsze, bardziej pewne.
„Nie” – powiedziałem. „To nie jest mój podpis”.
Sierżant skinął głową, zadowolony.
„To” – powiedział – „zmienia wszystko. Nie mówimy już tylko o usiłowaniu zabójstwa. Mówimy o oszustwie, fałszerstwie, a może i czymś więcej”.
„Co to znaczy?”
„To oznacza, że mamy solidny powód, by go aresztować. Usiłowanie zabójstwa trudno udowodnić bez wiarygodnych świadków, ale oszustwo bankowe jest bardziej oczywiste. Banki nie lekceważą takich spraw”.
Po raz pierwszy od kilku tygodni poczułem promyk nadziei.
„Zamierzasz go aresztować?”
„Musisz stawić się na komisariacie policji i złożyć oficjalne oświadczenie w sprawie fałszerstwa. Musisz również przynieść wszelkie dokumenty dotyczące gruntu, jakie posiadasz – oryginalne akty własności, rejestry i wszystko, co dowodzi, że jesteś jego jedynym właścicielem”.
„Są w pensjonacie” – powiedziałem. „W pudełku po butach pod moim łóżkiem. Możesz po nie pójść”.
Myśl o powrocie do pensjonatu przerażała mnie, ale potrzebowałem tych dokumentów. Były jedynym dowodem, że ta ziemia należy do mnie.
„Pójdę z tobą” – powiedział sierżant, jakby czytał w moich myślach. „Nie będziesz sam”.
Pojechaliśmy tego samego popołudnia. Sierżant prowadził nieoznakowany radiowóz. Siedziałem na miejscu pasażera, patrząc przez okno, z rękami mocno zaciśniętymi na kolanach.
Kiedy dotarliśmy do pensjonatu, właścicielka była w recepcji. Była zaskoczona, widząc mnie z policjantem.
„Mary, co się dzieje?”
„Muszę zabrać parę rzeczy ze swojego pokoju” – powiedziałem.


Yo Make również polubił
Najpyszniejszy deser w szklankach. Delikatny, jak śmietana i przygotowany w kilka minut
15 Codziennych Nawyków, Które Niszczą Twoje Nerki!
Chrupiące panierowane pieczarki
Powrót do dzieciństwa: Słodkie wspomnienie w każdym kęsie