Cieszę się, że tu jesteś. Śledź moją historię do końca i wpisz w komentarzu nazwę miasta, z którego ją oglądasz, żebym wiedział, jak daleko dotarła.
Powinnam była się domyślić, że coś jest nie tak, gdy tylko Brixton się do mnie uśmiechnęła. Nie jej zwyczajny, zaciśnięty, uprzejmy wyraz twarzy, który rezerwowała na rodzinne spotkania, ale szczery, niemal podekscytowany uśmiech, który sprawił, że poczułam niepokój. Przez osiem lat małżeństwa z moim synem, Colinem, nigdy nie widziałam, żeby patrzyła na mnie w ten sposób – jakby naprawdę się cieszyła, że mnie widzi.
Tego wieczoru jadalnia również wydawała się inna. Mahoniowy stół, który odziedziczyłam po mamie, lśnił pod kryształowym żyrandolem, nakryty dla czterech osób moją najlepszą porcelaną – taką, którą zachowałam na święta i spotkania towarzyskie. Na środku stały świeże białe róże z mojego ogrodu, a ich słodki zapach mieszał się z aromatem pieczeni wołowej, którą przygotowywałam całe popołudnie.
Wszystko wyglądało idealnie – niemal zbyt idealnie – niczym dekoracja sceniczna czekająca na występ.
„Normo, wyglądasz dziś wieczorem absolutnie promiennie” – Brixton wykrzyknęła, całując mnie w policzek. Jej perfumy były ciężkie i mdłe.
Miała na sobie nową sukienkę, drogą, w głębokim bordowym kolorze, taką, która prawdopodobnie kosztowała więcej, niż ja wydałam na zakupy spożywcze w ciągu miesiąca. Jej blond włosy były ułożone w luźne fale, a makijaż nieskazitelny, jakby wyszła z magazynu.
Colin szedł za nią, wyglądając na wyczerpanego po najnowszym projekcie swojej firmy architektonicznej. W wieku trzydziestu sześciu lat wciąż miał łagodne brązowe oczy ojca – i ten nawyk przeczesywania włosów dłonią, gdy był zestresowany. Przytulił mnie szybko, rozkojarzony tak jak ostatnio.
„Dziękuję za kolację, mamo. Wiesz, jak bardzo to doceniam”.
Ale to Tommy przykuł moją uwagę.
Mój dwunastoletni wnuczek trzymał się z tyłu przy drzwiach, jego ciemne oczy błądziły między rodzicami a mną z miną zdecydowanie zbyt poważną jak na jego wiek. Przycisnął szkicownik do piersi – ten, który nosił ze sobą wszędzie, zawsze rysując, zawsze obserwując.
Coś w jego postawie wzbudziło we mnie instynkt mojej babci.
„Tommy, kochanie, chodź i przytul babcię” – zawołałam, otwierając ramiona.
Podszedł powoli i gdy objął mnie swoimi chudymi ramionami, poczułam, że drży.
„Cześć, babciu” – wyszeptał ledwo słyszalnie.
„Dobrze się czujesz, kochanie?” zapytałam, odsuwając się, by przyjrzeć się jego bladej twarzy.
„On jest po prostu zmęczony” – odpowiedziała szybko Brixton, kładąc dłoń władczo na ramieniu Tommy’ego. „Miał trening piłki nożnej po szkole, prawda, kochanie?”
Tommy skinął głową, ale jego oczy spotkały się z moimi tylko na sekundę. Zobaczyłem w nich coś, co zaparło mi dech w piersiach.
Strach.
Mój wnuk się bał, a ja nie miałam pojęcia dlaczego.
„No to usiądźmy, zanim wszystko wystygnie” – powiedziałam, starając się nadać głosowi pogodny ton.
Zegar stojący w kącie wybił siedem razy. Jego znajomy dźwięk zazwyczaj działał kojąco, ale dziś wydawał się złowieszczy, niczym odliczanie.
Colin odsunął krzesło Brixtona z przesadną szarmanckością, coś, co ostatnio robił coraz częściej, jakby za bardzo starał się udowodnić, że jest dobrym mężem. Usiadła z gracją, a ten dziwny uśmiech nie znikał jej z twarzy, gdy rozglądała się po stole.
„To wszystko wygląda absolutnie cudownie, Normo” – powiedziała głosem ociekającym słodyczą. „Naprawdę przeszłaś samą siebie. I po prostu uwielbiam to, co zrobiłaś z włosami. Ten srebrny kolor jest taki wytworny”.
Niepewnie dotknęłam włosów. Przestałam je farbować sześć miesięcy temu, w końcu akceptując siwiznę, która przyszła wraz z ukończeniem sześćdziesięciu trzech lat. Brixton już wcześniej robił na ten temat złośliwe uwagi, nazywając to „rezygnacją” i sugerując, żebym „lepiej dbała o siebie”.
Dzisiejszy komplement wydał mi się równie szczery, co obietnica wyborcza.
„Dziękuję” – odpowiedziałem ostrożnie, zajmując miejsce na czele stołu.
Tommy siedział po mojej prawej stronie, wciąż ściskając szkicownik, podczas gdy Colin i Brixton stali zwróceni w naszą stronę z polerowanego drewna.
Gdy zabrałem się za krojenie pieczeni, Brixton zaczęła ożywioną paplaninę o tym, jak spędziła dzień na zakupach w ekskluzywnych butikach w centrum miasta – tych lśniących witrynach sklepowych na Piątej Ulicy, których witryny wyglądały jak muzealne gabloty.
Kupiła nowe zasłony do salonu, wydała trzysta dolarów na poduszkę, którą uparcie nazywała „absolutnie niezbędną”, i zrobiła sobie manicure w drogim salonie, do którego często chodziła. To, jak swobodnie wspomniała o wydaniu pieniędzy, które pokryłyby moje miesięczne zakupy, sprawiło, że mocniej ścisnęłam nóż do krojenia.
„A potem wstąpiłam do tego małego sklepu jubilerskiego na Piątej Ulicy” – kontynuowała, a jej oczy błyszczały. „Mieli w witrynie najwspanialszy diamentowy naszyjnik. Piętnaście tysięcy dolarów, ale absolutnie wart swojej ceny. Kunszt wykonania był po prostu niesamowity”.
Moja ręka znieruchomiała.
Piętnaście tysięcy.
Stanowiło to ponad połowę tego, co przeżyłem w ciągu roku dzięki mojej emeryturze nauczycielskiej.
„To całkiem drogie” – udało mi się powiedzieć.
„Och, ale Normo, ty akurat powinnaś znać się na biżuterii wysokiej jakości” – powiedziała Brixton, zerkając na moje proste perłowe kolczyki. „W końcu masz ten przepiękny diamentowy naszyjnik, który zostawiła ci matka. Warty mniej więcej tyle samo. Powinnaś go częściej nosić”.
Coś zimnego osiadło mi w żołądku.
Rzadko wspominałam o naszyjniku mojej mamy. Trzymałam go zamkniętego w szkatułce na biżuterię na górze. Był zbyt cenny, zbyt mocno związany ze wspomnieniami delikatnych dłoni mojej mamy, które zapinały go na mojej szyi, gdy byłam mała.
Skąd Brixton wiedział o jego wartości?
Nigdy nie oceniałem go przy niej. Nigdy go nie nosiłem, kiedy ona była w pobliżu.
„Skąd wiesz, ile to jest warte?” – zapytałem, starając się, aby mój głos brzmiał swobodnie.
Uśmiech Brixtona zbladł na moment. „Och… Colin kiedyś o tym wspominał, prawda, kochanie?”
Colin podniósł wzrok znad talerza, a na jego twarzy malowało się zdziwienie. „Nie pamiętam, żebym rozmawiał o biżuterii mamy”.
Przy stole zapadła niezręczna cisza. Słyszałem tykanie zegara stojącego i cichy brzęk widelca Tommy’ego, gdy przerzucał jedzenie, nie jedząc.
Coś było zdecydowanie nie tak, ale nie potrafiłem określić co to było.
„A skoro już o biżuterii mowa” – powiedział Brixton radośnie, jakby niezręczna chwila w ogóle nie miała miejsca – „Normo, zauważyłem, że dziś wieczorem nie masz swojej zwykłej torebki. Tej ślicznej, czarnej, skórzanej, której zawsze używasz”.
Zerknęłam w stronę salonu, gdzie zostawiłam swoją codzienną torebkę — praktyczną brązową torebkę, która pamiętała już lepsze dni.
„Pomyślałem, że dziś wieczorem użyję tego ładniejszego” – powiedziałem. „Ten czarny, o którym wspominałeś, jest na górze”.
„Och, zdecydowanie powinnaś użyć tej czarnej” – nalegał Brixton. „O wiele lepiej pasuje do twojego stroju. Poza tym, nie mówiłaś, że ma lepsze przegródki? Bardziej uporządkowane?”
Ta sugestia wydała mi się dziwnie natarczywa i zaczęłam się zastanawiać, dlaczego obchodzi ją, jaką torebkę noszę.
„W porządku” – powiedziałem. „Ten działa idealnie”.
„Ale, Normo” – naciskała – „czy nie byłoby ci wygodniej w swojej zwykłej torbie? W tej, w której wszystkie ważne rzeczy są poukładane tak, jak lubisz?”
Widelec Tommy’ego zagrzechotał o talerz, sprawiając, że wszyscy spojrzeliśmy na niego. Jego twarz pobladła jeszcze bardziej, a ręce drżały.
„Czy mogę zostać usprawiedliwiony?” zapytał cicho.
„Ale ty prawie nic nie jadłeś” – zaprotestował Colin.


Yo Make również polubił
Gdybym znał tę sztuczkę zanim użyłbym łyżki jako otwieracza do puszek, zaoszczędziłbym sobie wiele stresu i wysiłku.
Mus czekoladowy: deser bez gotowania
17 oznak, że Twój organizm jest zbyt kwaśny i 9 sposobów na szybką alkalizację
Jak pozbyć się pasożytów jelitowych i schudnąć dzięki ziołom?