Śmiech kapitana Cliffa Barretta odbił się echem w Centrum Operacji Wywiadowczych Połączonych w bazie morskiej Pearl Harbor, gdy wskazał na blondynkę w spodniach khaki i prostej koszulce polo, bawiącą się swoją odznaką gościnną leżącą obok tajnych materiałów informacyjnych.
„Kochanie, biura administracyjne znajdują się w budynku 12” – oznajmił ponad czterdziestu oficerom marynarki wojennej zgromadzonym na odprawie taktycznej przed wyjazdem. „Tu planujemy prawdziwe operacje, a nie wypady na kawę”.
W sali rozległy się pełne zrozumienia chichoty. W powietrzu unosił się zapach spalonej kawy i przepracowanej klimatyzacji, a na przeciwległej ścianie wisiały wielkie cyfrowe mapy Pacyfiku. Przez wąskie, zacienione okno można było dostrzec blask portu, a w oddali, niewyraźną sylwetkę USS Missouri, siedzącego cicho niczym stary strażnik.
Nikt w tym pokoju, łącznie z Barrettem, nie zdawał sobie sprawy, że kobieta, którą właśnie upokorzył, nie była zagubionym kontrahentem ani młodszym analitykiem.
Była pułkownik Dianą Burke, dowódcą JSOC, i przybyła do Pearl Harbor, aby zbadać, dlaczego w ciągu ostatnich ośmiu miesięcy czternastu jego marynarzy zginęło na skutek katastrofalnych błędów operacyjnych.
Jego żart miał go kosztować wszystko.
Zanim wrócimy, powiedzcie nam, skąd oglądacie. A jeśli ta historia Was poruszy, koniecznie zasubskrybujcie, bo jutro mam dla Was coś naprawdę wyjątkowego.
Diana powoli wyprostowała się znad harmonogramu rozmieszczenia, który ktoś niedbale zostawił na stoliku nocnym. Jej ruchy były opanowane, przemyślane. Dokumenty w jej rękach zawierały tajne informacje dotyczące operacji „Tarcza Pacyfiku”, szczegóły, które powinny zostać zabezpieczone w momencie wejścia personelu do pokoju. Ale nikt nie wydawał się przejmować naruszeniami protokołu, skoro jej kosztem można było zapewnić sobie rozrywkę.
„Pani, myślę, że jest pani zdezorientowana” – kontynuował Barrett, krocząc w jej kierunku z teatralną pewnością siebie.
Jego mundur był nieskazitelny, wstążki idealnie dopasowane, buty wypastowane na wysoki połysk. Mierząc 188 cm, górował nad większością osób w pomieszczeniu i wykorzystywał tę przewagę wzrostu jak broń.
„Szkolenie dla wykonawców odbywa się w czwartkowe poranki” – dodał. „Będziesz musiał wtedy wrócić”.
Starszy komendant Glenn Monroe poruszył się niespokojnie przy tylnej ścianie. W wieku pięćdziesięciu dwóch lat, z dwudziestoma ośmioma latami w marynarce wojennej i trzydziesięcioletnim stażem na misjach, od Norfolk po Zatokę Perską i z powrotem na Pacyfik, wyrobił sobie instynkt, który rzadko go zawodził. Coś w sposobie, w jaki ta kobieta stała, z ciężarem ciała opartym na palcach stóp i dłońmi naturalnie ułożonymi blisko linii środkowej, sugerowało wyszkolenie znacznie wykraczające poza to, jakie posiadałby jakikolwiek pracownik kontraktowy.
Kiedy odwróciła głowę, jego wzrok dostrzegł coś ciemnego pod kołnierzykiem jej koszulki polo. Wyglądało to jak krawędź tatuażu, ale wzór był częściowo ukryty – ledwie ślad wilczego pyska i linia tuszu znikająca pod materiałem.
„Kapitanie Barrett” – powiedziała cicho Diana, a jej głos brzmiał tak dźwięcznie, że śmiech zamarł w gęstwinie rozproszonej po sali – „Przyszłam tu, żeby obserwować waszą odprawę taktyczną. Przeprowadzam ocenę operacyjną”.
Słowo „ocena” zawisło w powietrzu niczym pocisk artyleryjski przed detonacją.
Kilku młodszych oficerów wymieniło spojrzenia. Komandor porucznik Jill Carson, obecna na spotkaniu starsza oficer wywiadu, wyprostowała się na krześle w pobliżu pierwszego rzędu. Spędziła w Pearl Harbor osiemnaście miesięcy, wystarczająco długo, by wiedzieć, że oceny z zewnętrznych agencji rzadko kończą się dobrze dla dowództw objętych kontrolą.
Wyraz twarzy Barretta zmienił się z rozbawienia w irytację.
„Ocena” – powtórzył, a jego głos opadł do tonu sugerującego niebezpieczeństwo. „A kto właściwie upoważnił cię do oceny moich działań?”
„Ta informacja jest tajna” – odpowiedziała spokojnie Diana, starannie odkładając harmonogram rozmieszczenia na stół. „Ale mam pełne upoważnienie od PACOM i SOCOM do obserwowania wszystkich odpraw, przeglądania protokołów operacyjnych i przeprowadzania wywiadów z personelem”.
Dowódca Greg Dalton, oficer wykonawczy Barretta, wystąpił naprzód. W wieku czterdziestu trzech lat Dalton był zbudowany jak linebacker, a jego mundur opinał ramiona, co sugerowało, że spędził sporo czasu na siłowni w bazie.
„Pani, z całym szacunkiem” – powiedział – „nie może pani po prostu wejść na tajny briefing i twierdzić, że ma do tego prawo. Musimy wziąć pod uwagę bezpieczeństwo operacyjne”.
Usta Diany wykrzywiły się w grymasie, który wcale nie był uśmiechem.
„W takim razie może powinieneś wyjaśnić” – powiedziała – „dlaczego tajne harmonogramy rozmieszczenia dokumentów są pozostawiane bez zabezpieczeń na stolikach pomocniczych, gdzie każdy członek personelu może uzyskać do nich dostęp bez zachowania odpowiednich procedur obsługi”.
Ta obserwacja była jak policzek.
Kilku funkcjonariuszy zerknął na dokumenty, które trzymała Diana, nagle uświadamiając sobie naruszenie bezpieczeństwa, które właśnie podkreśliła. Porucznik Seth Graham, dwudziestodziewięcioletni oficer działań wojennych na powierzchni, pragnący zaznaczyć swoją obecność, poczuł, jak rumieniec napływa mu do policzków. To on przeglądał te harmonogramy przed rozpoczęciem odprawy i odłożył je, gdy Barrett wszedł do pokoju.
„To tymczasowe miejsce” – powiedział lekceważąco Barrett, choć zacisnął szczękę. „Dokumenty były przeglądane przez upoważniony personel”.
„Upoważniony personel, który zostawił ich bez opieki w pomieszczeniu z czterdziestoma osobami” – odparła Diana. „Niektórzy z nich nie mają uprawnień do udziału w Operacji Tarcza Pacyfiku”.
Gestem wskazała na trzy chorągwie znajdujące się z tyłu.
„Ci funkcjonariusze mają certyfikat tajności. Pacific Shield to ściśle tajne hasło. Nie powinni nawet przebywać w tym pomieszczeniu”.
Starszy komendant Rick Bowen, czterdziestojednoletni specjalista ds. logistyki, który odpowiadał za weryfikację zezwoleń przed odprawą, poczuł ucisk w żołądku. Miała rację. W pośpiechu, żeby zebrać wszystkich, nie sprawdził szczegółowych wymagań dotyczących zezwoleń operacyjnych. Trzech młodszych oficerów rzeczywiście uczestniczyło w odprawie, na którą nie otrzymali zezwolenia – naruszenie, które mogło zakończyć ich kariery.
Na twarzy Barretta irytacja ustąpiła miejsca złości.
„Nie wiesz, o czym mówisz” – warknął. „To wstępny briefing. Pełne szczegóły operacyjne miały być omawiane dopiero po…”
„Po tym, jak zwolniłeś personel bez odpowiednich uprawnień” – dokończyła Diana. „Co oznacza, że wiedziałeś o naruszeniu i planowałeś je naprawić. To dobra świadomość operacyjna, Kapitanie. Byłoby lepiej, gdyby do naruszenia w ogóle nie doszło”.
Temperatura w pomieszczeniu zdawała się spaść o dziesięć stopni.
Każdy obecny oficer zdawał sobie sprawę, że to nie jakiś zdezorientowany kontrahent ani zabłąkany cywil. Ta kobieta mówiła z nonszalancką powagą osoby, która zna protokół wojskowy na poziomie, który denerwował nawet starszych oficerów.
Podoficer Matt Wyatt, dwudziestosiedmioletni specjalista ds. łączności, stojący w pobliżu zabezpieczonych telefonów, zauważył coś, co umknęło uwadze innych. Identyfikator gościa, który nosiła kobieta, nie był standardowym identyfikatorem pracownika kontraktowego z niebieskim paskiem i oznaczeniem ograniczonego dostępu.
Miała czerwony pasek — wydawana była wyłącznie personelowi posiadającemu najwyższy stopień tajności SCI i uprawnienie do dostępu do wszystkich przedziałów wymagające znajomości przepisów.
Personelowi administracyjnemu nie wydano tych odznak.
„Kapitanie” – powiedział ostrożnie Wyatt, przebijając się przez napięcie – „proszę pana, jej odznaka ma kod czerwony. To pełna autoryzacja dostępu”.
Barrett wyrwał odznakę z smyczy Diany, zanim zdążyła go powstrzymać, i przyjrzał się jej uważnie, mrużąc oczy. Holograficzna pieczęć była autentyczna. Wbudowany chip bezpieczeństwa był autentyczny. Ale imię i nazwisko na liście brzmiało po prostu:
D. Burke,
obserwator Departamentu Obrony
Brak stopnia, rodzaju służby, dodatkowych informacji identyfikacyjnych.
„To niczego nie dowodzi” – powiedział Barrett, ale jego głos stracił nieco z wcześniejszej pewności siebie. „DoD ciągle wysyła obserwatorów. To nie daje ci prawa do oceniania mojego dowództwa ani krytykowania mojego bezpieczeństwa operacyjnego”.
Diana spojrzała mu w oczy, których barwa przypominała arktyczny lód.
„Kapitanie Barrett” – powiedziała spokojnie – „w ciągu ostatnich ośmiu miesięcy Pierwsza Grupa Marynarki Wojennej (Naval Special Warfare Group One) poniosła czternaście ofiar w sześciu operacjach. To najwyższy wskaźnik strat wśród wszystkich jednostek specjalnych na Pacyfiku. W tym samym okresie Siedem Oddziałów SEAL, operujących w tych samych rejonach i realizujących podobne misje, nie straciło ani jednego żołnierza. Albo pańscy marynarze są znacznie mniej sprawni niż ich koledzy z SEAL, albo dzieje się coś innego”.
Oskarżenie spadło na mnie jak bomba.
Każdy oficer w pokoju znał statystyki, odczuł ciężar nabożeństw żałobnych i trumien udekorowanych flagami. Czternastu dobrych marynarzy zginęło. Czternaście rodzin zostało zniszczonych. Czternaście karier zakończyło się przed czasem. Straty przypisywano tempu operacji, adaptacji wroga i nieodłącznym zagrożeniom operacji specjalnych.
Zasugerowanie przez kogoś niekompetencji — lub czegoś gorszego — było czymś więcej niż obraźliwym.
Porucznik Graham energicznie wystąpił naprzód.
„Ci ludzie zginęli, służąc ojczyźnie” – warknął. „Jak śmiesz sugerować…”
„Niczego nie sugeruję, poruczniku” – powiedziała Diana, jej głos wciąż był spokojny, ale teraz brzmiał ostro. „Stwierdzam fakty. Operacja Coral Strike – trzy ofiary, gdy dane wywiadowcze o pozycjach wroga okazały się niedokładne. Operacja Diamond Run – dwie ofiary, gdy termin ewakuacji został naruszony. Operacja Steel Harbor – cztery ofiary, gdy dostawy sprzętu opóźniły się o trzy tygodnie, zmuszając wasze zespoły do działania z przestarzałym sprzętem”.
Wyciągnęła mały tablet z teczki, którą miała przy sobie.
„Czy mam kontynuować? Operacja Midnight Sun – trzy ofiary, gdy rzekomo oczyszczone szlaki okazały się silnie zaminowane. Operacja…”
„Skąd masz te informacje?” – przerwał mu Barrett, a jego twarz poczerwieniała. „Te operacje są tajne. Raporty po akcji są przeznaczone wyłącznie dla personelu, który musi je znać”.
„Mam je, bo ktoś musi ustalić, dlaczego marynarze wciąż giną pod twoim dowództwem, kapitanie” – odpowiedziała Diana. „Ktoś, kto potrafi analizować schematy w wielu operacjach i identyfikować błędy systemowe”.
Starszy komendant Monroe złapał wzrok komandora porucznika Carsona, patrzącego przez salę. Obaj od miesięcy rozmyślali o tych samych schematach, w prywatnych rozmowach zastanawiali się, czy wskaźnik ofiar to po prostu pech, czy coś poważniejszego. Słyszenie, jak ktoś wyraża swoje obawy, było zarówno budujące, jak i przerażające.
„To niedopuszczalne” – powiedział komandor Dalton podniesionym głosem. „Wchodzicie tu, zakłócacie naszą odprawę, oskarżacie o nasze kompetencje i oczekujecie, że po prostu to zaakceptujemy. Wzywam ochronę bazy”.


Yo Make również polubił
Pomarańczowe ciasto owsiane z orzechami, gorzką czekoladą i migdałami
Nie wyrzucaj nakrętek po detergentach, mogą być warte złota, jeśli zostaną ponownie wykorzystane
Ciasto jabłkowe z kremem: Słodka rozkosz
⚠️ Uważa się, że jest to najniebezpieczniejszy napój na świecie, ponieważ może zakończyć życie w mniej niż 45 minut.