Wsadziłem pendrive’a głęboko do kieszeni płaszcza, jakbym chciał go w sobie zakopać.
Potrzebowałem powietrza.
Musiałem wyjść.
Zjeżdżając windą na dół, w myślach przypominałem sobie dwadzieścia lat.
Emily śmieje się na naszym ślubie.
Emily płacze na pogrzebie Jamesa.
Emily podała mi lekarstwo tego ranka.
To nie może być prawda.
James był paranoicznym starym gliną.
Ale potem przypomniałem sobie metaliczny smak w ustach.
Przypomniałem sobie, jak Richard Sterling ostatnio był u nas w domu, mierzył mi ciśnienie i uśmiechał się tym swoim białym, idealnym uśmiechem.
Na zewnątrz zimny deszcz Chicago smagał mnie po twarzy.
Mój parkingowy zajechał mi samochodem.
Wsiadłem i chwyciłem kierownicę.
Skóra była miękka jak lód.
Przed nami ciągnęła się śliska i lśniąca w blasku latarni ulicznych droga Lake Shore Drive.
Za każdym razem, gdy wycieraczki mojego samochodu poruszały się w przód i w tył, słyszałem głos Jamesa przypominający metronom.
Nie pij herbaty.
Nie pij herbaty.
Próbowałem to racjonalizować.
Emily mnie kochała.
Owszem, mieliśmy intercyzę, ale ona zawsze nie była zainteresowana pieniędzmi.
Pracowała jako wolontariuszka w schronisku dla zwierząt.
Płakała oglądając smutne filmy.
Zabójcy nie płaczą na filmach, powtarzałem sobie.
Ale potem przypomniałem sobie coś jeszcze.
W zeszłym tygodniu, gdy pochylałam się nad toaletą i wymiotowałam, w drzwiach stanęła Emily.
Ona nie pocierała mi pleców.
Nie zadzwoniła pod numer 911.
Ona po prostu patrzyła.
W tamtej chwili wydawało mi się, że sparaliżował ją strach.
Teraz, gdy blask latarni ulicznych rozmywał się na deszczu, zastanawiałem się, czy spojrzała na zegarek.
Wjechałem na podjazd naszej posiadłości zbudowanej z wapienia na Gold Coast.
W domu było ciemno, jedynie w salonie paliło się ciepłe światło.
Mój ulubiony pokój.
Miejsce, w którym siadaliśmy każdej nocy.
Wyłączyłem silnik, ale nie otworzyłem drzwi.
Samochód tykał w miarę stygnięcia.
W latach osiemdziesiątych mierzyłem się z gangsterami.
Negocjowałem ze związkowcami, którzy potrafili sprawić, że dorośli mężczyźni się pocili.
Ale patrząc na własne drzwi wejściowe, ogarnęło mnie przerażenie.
Wziąłem oddech.
Musiałem wejść.
Musiałem wiedzieć.
Gdyby James się mylił, dowiedziałbym się.
A jeśli miał rację…
Wyszedłem na deszcz, otworzyłem drzwi wejściowe i wszedłem do holu.
Zapach uderzył mnie od razu.
Lawenda, stare drewno… i coś słodkiego.
Miód.
„William?” Głos Emily dobiegł z salonu. „To ty, kochanie? Spóźniłeś się. Zaczynałam się martwić”.
Wszedłem.
W kominku trzaskał ogień.
Emily siedziała na aksamitnej sofie w jedwabnym szlafroku, który kupiłam jej na Boże Narodzenie.
Spojrzała w górę i się uśmiechnęła.
Ten uśmiech.
Uśmiech, z którym budziłam się przez piętnaście lat.
„Wyglądasz na wyczerpanego” – powiedziała, wstając i przechodząc przez pokój.
Jej dłoń dotknęła mojego czoła — chłodna i delikatna.
„Wypalasz się. Rozmawiałeś z prawnikiem o planowaniu majątkowym?”
Skinąłem głową.
„Dobrze” – mruknęła. „Musisz odpocząć”.
Zaprowadziła mnie do fotela, poprawiła poduszkę za moją głową, a potem zwróciła się w stronę stolika kawowego.
„Zrobiłam ci coś” – powiedziała, podnosząc porcelanową filiżankę ze srebrnej tacy. „Twój ulubiony rumianek”.
Z bursztynowego płynu unosiła się para.
„I dodałem trochę tego specjalnego organicznego miodu, który Richard przyniósł wczoraj. Powiedział, że pomoże na nudności.”
Wyciągnęła kubek.
„Wypij, póki gorące” – powiedziała cicho. „To sprawi, że cały ból odejdzie”.
Spojrzałem na kubek.
Spojrzałem na jej dłonie.
Byli stabilni.
Moje się trzęsły.
Wyciągnąłem rękę.
„Dziękuję, Emily” – powiedziałem.
Gdy moje palce dotknęły ciepłej porcelany, wiedziałem, że nie ma już odwrotu.
Rozpoczął się proces.
Nie w sali sądowej.
Tam, w moim salonie.
Życie albo śmierć.
Powoli uniosłem kubek, nie spuszczając wzroku z Emily.
Lekko pochyliła się do przodu, oddychała płytko i miała rozchylone usta.
To było spojrzenie dziecka czekającego na otwarcie prezentu… albo drapieżnika czekającego, aż pułapka pęknie.
Para niosła ze sobą rumianek i miód.
Pod spodem – może to była prawda, może to tylko mój strach – usłyszałem słaby, ostry dźwięk, który wytrącił mnie z równowagi.
Głos Jamesa krzyczał w mojej głowie.
Rzuć to.
Uruchomić.
Wszystko, tylko nie to.
Uśmiech Emily stał się odrobinę szerszy.
Jej wzrok przesunął się z mojej twarzy na filiżankę i z powrotem.
Ona nie patrzyła mi w oczy.
Ona patrzyła na moje gardło.
Czekając na jaskółkę.
Nie mogłem odmówić.
Gdybym odstawiła kubek i powiedziała, że nie jestem spragniona, ona by o tym wiedziała.
A gdyby zdała sobie sprawę, że gra jest skończona, nie miałem wątpliwości, że Richard Sterling pojawiłby się z czymś szybszym.
Więc odegrałem swoją rolę.
Pozwoliłem, aby moja ręka zadrżała.
To nie było trudne.
Strach wykonał połowę roboty.
Porcelana brzęknęła o talerzyk, głośno i ostro w cichym pokoju.
„Och, Bill” – zagruchała Emily, ociekająca fałszywą litością. „Pozwól, że ci pomogę”.
„Nie” – wydyszałam, siląc się na upór i dumę. „Dam radę”.
Przybliżyłem krawędź — na tyle, by wyglądała przekonująco.
Potem pozwoliłem, by mój nadgarstek drgnął.
Osunąłem się na prawą stronę, jakby moje ciało się poddało.
Kubek poleciał.
Nie uderzyło o podłogę.
Rozbiła się o dużą ceramiczną donicę fikusa, która rosła obok mojego krzesła.
Porcelana roztrzaskała się niczym strzał z pistoletu.
Gorąca herbata rozpryskiwała się na ciemną ziemię i plamiła perski dywan.
“NIE!”
Krzyk Emily nie był krzykiem zaniepokojonej żony.
To było gardłowe.
Pierwotny.
Dźwięk kogoś patrzącego na płonący zwycięski los na loterii.
Na ułamek sekundy maska opadła.
Jej oczy rozszerzyły się.
Zacisnęła szczękę.
Nienawiść – jawna i wyraźna – przemknęła przez jej twarz.
Potem zniknęło.
Zamrugała, wciągnęła powietrze, a wyraz twarzy kochającej żony wrócił na swoje miejsce… teraz tylko lekko wykrzywiony.
Rzuciła się na mnie, uklękła przy krześle i nie zwróciła uwagi na odłamki.
„O mój Boże, Bill, jesteś ranny? Poparzył cię?”
W jej głosie słychać było panikę.
Jej oczy były zimne, gdy lustrowała bałagan.
Obliczenie.
„Przepraszam” – wyjąkałam, udając bezradność. „Ręka… po prostu… odmówiła mi posłuszeństwa”.
„Wszystko w porządku, kochanie” – powiedziała.
Ale jej palce ścisnęły moje kolana tak mocno, że zrobiły mi się siniaki.
„To tylko herbata. Posprzątamy. Ale spójrz na siebie – trzęsiesz się. Potrzebujesz tego lekarstwa. Potrzebujesz miodu.”
Wstała gwałtownie i przekroczyła bałagan.
„Zrobię jeszcze jedną. Zaraz. Czajnik jest jeszcze gorący.”
„Nie” – powiedziałem za szybko.
Kaszlałem, żeby stłumić panikę.
„Mój żołądek. Ten zapach… robi mi się niedobrze.”
Emily zamarła.


Yo Make również polubił
Ciasto pomarańczowe bez jajek i nabiału
Jak naturalnie złagodzić haluksy (hallux valgus)?
Brodawki podeszwowe i narośla skórne znikną w ciągu jednego dnia dzięki temu przepisowi
Niesamowite korzyści zdrowotne nasion chia i soku z ogórka