10:15 rano
Usłyszałem warkot silnika na ulicy. Najpierw słaby, potem coraz głośniejszy. Charakterystyczny pomruk SUV-a Brady’ego.
Podszedłem do bujanego fotela Victora, tego, w którym umarł. Obróciłem go tak, aby był zwrócony bezpośrednio w stronę drzwi wejściowych.
Usiadłem. Oparłem dłonie na kolanach, wyprostowałem plecy i postawiłem stopy płasko na podłodze.
Nie kołysałem się. Siedziałem nieruchomo jak kamienny posąg.
Drzwi samochodu zatrzasnęły się. Potem nastąpiło kolejne trzaśnięcie.
„Kurczę, jak tu strasznie zimno” – usłyszałem głos Brady’ego, stłumiony przez drzwi. „Czy ona naprawdę nie podkręciła ogrzewania? Potrzebuję kawy”.
Głos Elaine zaskomlał.
„I muszę wziąć prysznic. Ta woda z łodzi robi coś z moimi włosami. Poczekaj, aż zobaczysz opaleniznę, kochanie.”
Rozległ się młodszy, piskliwy głosik i zachichotał.
Hannah. Wróciła z nimi.
Oczywiście, że tak. Pewnie myślała, że się wprowadza.
Usłyszałem, jak klucz zgrzyta o zamek. Bębenek zaskoczył.
Tętno mi nie przyspieszyło. Oddech nie urywał się. Poczułem, jak ogarnia mnie zimny, lodowaty spokój.
To była zasadzka. Miałem przewagę. Miałem informacje wywiadowcze i siłę ognia.
Klamka drzwi się obróciła.
„Kochanie, jesteśmy w domu!” krzyknął Brady, otwierając drzwi i wpuszczając do domu podmuch mroźnego powietrza i zapach stęchłych orzeszków ziemnych.
Wszedł do środka, zostawił torby w holu, a na twarzy miał sztuczny uśmiech.
„Jenna, jesteś tutaj?”
Spojrzał w górę.
Widział mundur. Widział medale. Widział urnę.
I w końcu zobaczył pistolet.
Uśmiech spłynął z jego twarzy niczym strużka z tacy.
„Witaj w domu, Brady” – powiedziałem. Mój głos był niski, spokojny i absolutnie przerażający. „Proszę usiąść. Rozprawa sądowa trwa”.
Dźwięk klucza w zamku brzmiał jak strzał w cichym domu.
Nie drgnęłam. Moje dłonie spoczywały na kolanach, w białych, ceremonialnych bawełnianych rękawiczkach. Plecy miałam sztywno oparte o drewno bujanego fotela. Patrzyłam prosto przed siebie, wzrok utkwiony w przestrzeni, w której miały pojawić się ich twarze.
Drzwi się otworzyły i cisza natychmiast ucichła.
„Mówię ci, człowieku, ten bufet był wart zgagi” – rozległ się donośny i bełkotliwy głos Brady’ego.
Wszedł do holu, ciągnąc za sobą dwie duże walizki.
„I sklep wolnocłowy” – podążył za nim wysoki i zgrzytliwy głos Hannah. „Kochanie, obiecałaś mi te perfumy”.
„Kupiłem ci perfumy, prawda?” Brady zaśmiał się i klepnął ją w pośladek, gdy przechodziła obok niego.
Rozlały się po moim domu niczym toksyczna plama oleju. Najpierw Brady, opalony i opuchnięty w obcisłej koszulce polo. Potem Hannah, w białym dresie, już poplamionym kawą, ściskająca torbę z pamiątkami. Potem Elaine i Melissa, obie wyglądające na wyczerpane i skacowane, z cerą w kolorze krwistej czerwieni homara.
Przywieźli ze sobą ten zapach – stęchłą piña coladę, kokosowy krem do opalania i charakterystyczny piżmowy aromat powietrza w kabinie samolotu. Kłócił się on gwałtownie ze sterylnym zapachem wybielacza i brzoskwini w domu.
Brady upuścił torby z głośnym hukiem.
„Jenna, jesteśmy w domu! Mam nadzieję, że ty też za mną nie tęskniłaś…”
Zamarł.
Minął przedpokój i wszedł do salonu. Zatrzymał się tak gwałtownie, że Hannah uderzyła go w plecy.
„Auć, Brady, uważaj” – jęknęła.
„Zamknij się” – szepnął Brady.
Wpatrywał się we mnie.
Przez chwilę nikt się nie ruszył.
Scena była surrealistyczna. Ja, siedzący w galowym granatowym mundurze, medale lśniły pod żyrandolem, twarz jak z kamienia. Oni, w wakacyjnych ciuchach, z na wpół pustymi kubkami Starbucksa.
A potem jego wzrok powędrował w dół, na stół.
Zobaczył stos wyciągów bankowych. Zobaczył iPada.
A potem zobaczył matowoczarne wykończenie pistoletu Sig Sauer P320 leżącego obok mosiężnej urny.
Z jego opalonej twarzy odpłynęła krew, a jej kolor przybrał chorobliwy odcień beżu.
„Jenna…” wyjąkał drżącym głosem. „Co? Co to jest? Dlaczego nosisz mundur? Czy to… czy to broń?”
Elaine przepchnęła się obok niego, jak zwykle nieświadoma niczego.
„Och, przestań dramatyzować, Brady. Pewnie właśnie wróciła z jakiejś parady.”
Spojrzała na mnie szyderczo i upuściła ciężką torebkę na moją czystą podłogę.
„No, nie siedź tam jak posąg. Gdzie jest Victor? Mam nadzieję, że zmieniłeś mu pościel. Nie chcę czuć jego zapachu, kiedy pójdę do pokoju.”
Rozejrzała się dookoła, wciągając powietrze.
„Właściwie to pachnie przyzwoicie. Zatrudniłeś w końcu pokojówkę?”
Wstałem. Ruch był powolny, rozważny i wymagał absolutnej uwagi. Skóra moich butów cicho zaskrzypiała.
Nie patrzyłem na Brady’ego. Nie patrzyłem na panią skuloną za nim. Spojrzałem prosto na Elaine.
„Victora nie ma w swoim pokoju, Elaine” – powiedziałam. Mój głos był spokojny, ale niósł się po pokoju z siłą młotka.
„No i gdzie on jest? W szpitalu?” Przewróciła oczami. „Świetnie. Kolejny rachunek.”
Powoli uniosłem rękę w białej rękawiczce i wskazałem jednym palcem na ciężką mosiężną urnę stojącą na aksamitnym obrusie pośrodku stołu.
„On jest tam.”
Elaine podążyła za moim palcem. Zmrużyła oczy. Spojrzała na urnę, a potem z powrotem na mnie, a jej brwi ściągnęły się ze zdziwienia.
„Co to jest?”
„To” – powiedziałem – „sierżant Victor Harmon. Został trwale zwolniony ze służby wczoraj o 3:00 rano”.
Zapadła dusząca cisza. Z kuchni dobiegał szum lodówki.
Hannah jęknęła, zakrywając usta dłonią. Melissa upuściła telefon. Uderzył z trzaskiem o podłogę, ale nawet nie spojrzała w dół.
Elaine wpatrywała się w urnę. Jej usta otwierały się i zamykały jak u ryby wyjętej z wody. Wtedy dotarło do niej, o co chodzi.
„On nie żyje” – wyszeptała.
„Skremowane” – poprawiłam. „Zgodnie z jego ostatnim rozkazem. Bez ceremonii. Bez oglądania. Nie ma szansy, żebyś udawał, że cię to obchodzi”.
Przez ułamek sekundy dostrzegłem w oczach Elaine kalkulację. Nie przetwarzała straty męża. Analizowała to, jak to wyglądało.
Zdała sobie sprawę, że stoi tam w wakacyjnych ubraniach, a jej mąż jest w słoiku. Zdała sobie sprawę, że wygląda jak potwór.
Więc zrobiła to, co zawsze.
Ona wystąpiła.
„O… o mój Boże!” Elaine wydała z siebie krzyk, który brzmiał jak syrena. Uniosła ręce i opadła na sofę – moją sofę – chowając twarz w poduszkach.
„Victorze, mój Victorze, nie! Jak mogłaś do tego dopuścić, Jenna? Zabiłaś go! Nie zadbałaś o niego!”
Zaczęła zawodzić, jej szloch był wysoki i rytmiczny, a w jego słowach nie było żadnych łez.
Brady otrząsnął się z szoku i natychmiast wskoczył na scenę. Zrobił krok naprzód, wypinając pierś, próbując odzyskać kontrolę nad pomieszczeniem.
„Nie zadzwoniłaś do nas” – krzyknął, a jego twarz znów poczerwieniała. „Pozwoliłaś mu umrzeć samemu. Nawet nam nie powiedziałaś. Co to za chore zagrywki, Jenna? Wnieść broń do domu. Zwariowałaś? Masz zespół stresu pourazowego”.
Oszukiwał mnie, próbując zrobić ze mnie złoczyńcę. Próbując zrobić ze mnie niezrównoważonego weterana, podczas gdy sam był pogrążonym w żałobie synem.
„Dzwoniłam” – powiedziałam chłodno. „Napisałam SMS-a. Mówiłeś, żebym nie dramatyzowała. Powiedziałeś, że bilety nie podlegają zwrotowi”.
„Kłamczucha!” krzyknęła Elaine z sofy, unosząc głowę. Jej oczy były suche. „Nigdy tego nie powiedziałam! Wrócilibyśmy natychmiast. Trzymałeś nas z daleka!”
„Tak” – zadrwił Brady, nabierając pewności siebie. „Chciałaś go zabić, żeby móc, nie wiem, ukraść mu czeki emerytalne. Jesteś chora, Jenna”.
Spojrzał na Hannah szukając potwierdzenia.
„Możesz w to uwierzyć? Ona kłamie, żeby ukryć własną niekompetencję”.
Nie sprzeciwiałem się. Nie krzyczałem w odpowiedzi.
Po prostu wziąłem pilota ze stołu.
„Tak myślałem, że tak powiesz” – powiedziałem.
Skierowałem pilota na 60-calowy telewizor zamontowany nad kominkiem.
„Więc przyprowadziłem świadka.”
Nacisnąłem „play”.
Ekran ożył. Obraz był ziarnisty, nagrywany przy słabym oświetleniu, ale dźwięk był krystalicznie czysty.
Twarz Victora wypełniła ekran. Wyglądał okropnie – chudy, blady, z zapadniętymi oczami – ale jego wzrok był intensywnie wpatrzony w obiektyw kamery.
Elaine przestała płakać. Brady zamarł.
Na ekranie widać, jak Victor łapczywie oddycha.
„Nazywam się Victor James Harmon” – zaskrzeczał głos z telewizora. Rozbrzmiał echem w pokoju, upiorny i niezaprzeczalny. „Jestem zdrowy na umyśle i ciele. Dzisiaj jest sobota, 25 listopada”.
Victor zatrzymał się przed ekranem i oblizał popękane usta.
„Nagrywam to oświadczenie, ponieważ znam moją żonę Elaine i jej syna Brady’ego. Wiem, że będą kłamać. Wiem, że powiedzą, że nie wiedzieli”.
Na ekranie Victor uniósł kartkę papieru. To była zmięta notatka, którą zostawił Brady.
„Zostawili mnie tu na śmierć” – powiedział Victor, a jego głos nabierał siły z czystej złości. „Wyłączyli ogrzewanie. Zostawili mnie bez jedzenia. A kiedy Jenna ich zawołała, błagając, żeby wrócili do domu, usłyszałem ich”.
Elaine się teraz trzęsła. Naprawdę się trzęsła, nie udawała.
„Słyszałem, jak moja żona mówiła, że bilety nie podlegają zwrotowi” – powiedział Victor, wypluwając te słowa. „Słyszałem, jak mój pasierb powiedział żonie, żeby się tym zajęła”.
Zwycięzca na ekranie pochylił się bliżej kamery, a jego niebieskie oczy płonęły ostatnią, przerażającą intensywnością.
„Niech w dokumentach będzie napisane, że nic im nie jestem winien. To nie moja rodzina. To padlinożercy, a ja mam dość ich karmienia”.
Obraz wideo stał się czarny.
W pokoju panowała absolutna cisza.
Elaine siedziała na sofie, z twarzą bladą jak ściana. Brady wyglądał, jakby miał zaraz zwymiotować. Nawet Hannah odsunęła się od Brady’ego, patrząc na niego z mieszaniną przerażenia i obrzydzenia.
Opuściłem pilota.
„To” – powiedziałem, a mój głos przeciął powietrze niczym nóż – „było jego przemówienie końcowe”.
Spojrzałem na przerażoną grupkę stłoczoną w moim salonie. Wakacje się skończyły. Kac dopiero się zaczynał.
„A teraz” – powiedziałem, wskazując na kuchnię, z której dobiegał odgłos kroków prawnika stukającego o kafelki – „oto werdykt”.
Jedynym dźwiękiem w pokoju był stukot obcasów Patricii na drewnianej podłodze.
Wyszła z kuchennego korytarza, trzymając pod pachą skórzaną teczkę. Wyglądała jak kat w szytym na miarę garniturze.
Nie spojrzała na Elaine ani Brady’ego. Podeszła prosto do stołu w jadalni, położyła teczkę obok urny i otworzyła ją.
„Kto to, do cholery, jest?” – zapytała Elaine piskliwym, ale drżącym głosem. Próbowała odzyskać równowagę, ale nagranie z umierającym mężem odebrało jej siły.
„Jestem Patricia Reynolds” – powiedziała spokojnie, poprawiając okulary. „Jestem prawnikiem Victora Harmona i jestem tu, aby sporządzić jego ostatnią wolę i testament, zmienione w minioną sobotę wieczorem”.
Brady prychnął, krzyżując ramiona na piersi. Starał się wyglądać twardo, ale jego wzrok wciąż błądził po pistolecie leżącym na stole.
„Will? Ten staruszek nie miał ani grosza. Żył z emerytury”.
„Właśnie w to pozwolił ci wierzyć” – powiedziała Patricia, wyciągając dokument opatrzony oficjalną pieczęcią Wspólnoty Wirginii. „W rzeczywistości pan Harmon był bardzo sprytnym inwestorem. Jego aktywa, zdeponowane w Harmon Revocable Living Trust, obejmowały zdywersyfikowany portfel w Vanguard oraz nieruchomości o wartości około 3,2 miliona dolarów”.
Powietrze opuściło pomieszczenie.
Elaine dosłownie opadła szczęka. Jej oczy wyszły z orbit.


Yo Make również polubił
Babciny tort twarogowo-wiśniowy przygotowany w niecałe 5 minut
Czy śpisz na prawym boku? Poznaj wady spania w tej pozycji.
Delikatne ciasto mleczne: Przepis, który zachwyci każdego gościa
Regularne budzenie się o 3 lub 4 nad ranem? Może to być objawem czterech chorób.