“Co się stało?”
„Emma ma romans ze swoim szefem” – odpowiedziałem. Wypowiedzenie tego na głos wcale nie było łatwiejsze. „Jest w ciąży. Słyszałem, jak mówiła Patricii, że jest w trzecim tygodniu. Planują się ze mną rozwieść w styczniu i przejąć dom. Potrzebuję dokumentów. Wszystkiego, co tylko znajdziesz”.
„Cholera” – powiedział cicho Cameron. „Jak długo to już trwa?”
„Nie mam pojęcia” – powiedziałem. „Ale jeśli jest w trzecim tygodniu ciąży, to już wystarczająco długo”.
„Nazwa i firma” – powiedział tonem całkowicie oficjalnym.
„Derek Patterson. Wiceprezes ds. operacyjnych w firmie Stellar Dynamics”.
Zapadła cisza. Potem rozległ się cichy gwizd.
„Derek Patterson” – powtórzył. „Tak, znam to nazwisko. W zeszłym roku miałem sprawę przeciwko jednej z ich spółek zależnych. Nie miałem okazji zagłębić się w szczegóły, ale coś mi nie pasowało. Pozwól mi zadzwonić. To może być coś poważniejszego niż romans w biurze i brudny rozwód”.
„Cam—” zacząłem.
„Mam cię” – wtrącił. „Idź w bezpieczne miejsce, trzymaj się dziś wieczorem z dala od Emmy i chodź tutaj. Do rana coś dla ciebie znajdę”.
Trzecia rozmowa była najtrudniejsza i co dziwne, najłatwiejsza.
Zadzwoniłem do Emmy.
Odebrała po drugim dzwonku, tak jak zawsze robiła to w obecności rodziców. Nie daj Boże, żeby Patricia usłyszała dzwonek telefonu więcej niż dwa razy.
„Hej, kochanie!” – zaćwierkała. „Gdzie jesteś? Goście zaczynają się pojawiać. Mama już wypija drugą lampkę ponczu jajecznego”.
Spojrzałam na światła migoczące w przednich oknach domu Hendersonów, na cień drzewa rzucany przez okno, na sylwetkę kobiety, której już nie rozpoznawałam, poruszającej się po kuchni swojej matki.
„Wciąż siedzę w biurze” – skłamałem gładko. Lata korporacyjnych pogawędek najwyraźniej dobrze mnie przygotowały na ten moment. „Johnson potrzebował pomocy w uporządkowaniu ostatnich wyników kwartalnych. Chaos na koniec roku. Pewnie będę jeszcze za kilka godzin”.
„Och, szkoda” – powiedziała. Jeśli w jej głosie słychać było rozczarowanie, nie mogłem go usłyszeć. „Mama robi antrykot. Wiesz, że robi to tylko w Wigilię”.
„Zostaw mi talerz” – powiedziałem. „Wpadnę jutro po prezenty i resztki”.
„Okej” – odpowiedziała. „Kocham cię”.
„Tak” – powiedziałem. „Do zobaczenia”.
Rozłączyłem się zanim zdążyła powiedzieć cokolwiek więcej.
Potem uruchomiłem samochód, odjechałem od krawężnika i pojechałem nie w stronę domu, na którego opłacenie tak ciężko pracowałem, ale w stronę miasta — w stronę loftu mojego brata i tego, co miało nastąpić.
Czterdzieści minut później wychodziłem ze starej windy towarowej i znalazłem się w świecie Camerona.
Jego mieszkanie wyglądało jak plan zdjęciowy niskobudżetowego serialu kryminalnego: ceglane ściany, wysokie sufity, odsłonięte kanały wentylacyjne, trzy ogromne monitory świecące w kącie, ciemna skórzana kanapa pokryta śladami po starych kubkach do kawy. Na półce obok stosu kryminałów i miski z kluczami cicho trzeszczał policyjny skaner.
Cameron miał już otwartego laptopa i jeden monitor wypełniony wynikami wyszukiwania.
„Wyciągnąłem wszystko, co mogłem znaleźć na Pattersona, jadąc samochodem” – powiedział, kiedy zdjąłem płaszcz. „Szef twojej żony to kawał gnoja”.
Gestem zaprosił mnie bliżej.
Na ekranie Derek uśmiechał się niczym z korporacyjnego zdjęcia – opalenizna, jasne zęby, włosy siwiejące na skroniach na tyle, by uznać go za dystyngowanego. W drugim oknie widniało jego zdjęcie z mediów społecznościowych, na którym był na charytatywnym turnieju golfowym w klubie golfowym, owinięty wokół ładnej brunetki w designerskiej sukience. Podpis oznaczony był klubem North Shore, który widziałem tylko z drogi.
„Od piętnastu lat żonaty z kobietą o imieniu Clare” – powiedział Cameron. „Dwoje dzieci w szkole prywatnej, w wieku dziesięciu i ośmiu lat. Członek trzech klubów wiejskich – North Shore, Lakeview i jakiegoś małego miejsca w Wisconsin, gdzie bogaci faceci udają, że żyją w luksusie, podczas gdy ktoś inny grilluje im steki”.
W innym oknie widoczne były zeskanowane pliki kadrowe.
„Według wewnętrznych dokumentów przesłanych przez mojego kontaktowego” – kontynuował Cameron – „dział HR dwukrotnie prowadził dochodzenia w sprawie niewłaściwych relacji z podwładnymi. Dwie różne kobiety. Obie sprawy zakończyły się ugodami – firma rzuca pieniędzmi, podpisuje umowy o zachowaniu poufności, Derek dostaje surowego e-maila i plan działania, który nie przynosi żadnych efektów. To klasyczny zestaw startowy dla drapieżnika średniego szczebla”.
Moja szczęka się zacisnęła.
„Oczywiście, że jeździł na łyżwach” – mruknąłem.
„Ale to nie jest najciekawsza część” – powiedział Cameron, zmieniając ekran.
Na środkowym monitorze otworzył arkusze kalkulacyjne — kolumny liczb, dat, nazw dostawców.
„Patterson defrauduje pieniądze Stellar Dynamics od co najmniej trzech lat” – powiedział Cameron z błyskiem w oku. „Mój kontakt w ich dziale księgowości zasygnalizował nieregularne przelewy do grupy firm-wydmuszek. Na tyle małe, by wtopić się w szum, na tyle duże, by miało znaczenie, gdy się to wszystko zsumuje”.
„Ile?” zapytałem.
„Ostrożne szacunki?” – powiedział. „Dwa miliony dolarów. Może więcej, jak zamknę wszystkie zagraniczne konta. Jest dobry, ale nie rewelacyjny – zostawia ślad, gdy się oddala obraz”.
Opadłem na krzesło przy jego biurku.
Moja żona nie tylko mnie zdradzała ze swoim żonatym szefem. Wybrała sobie przestępcę.
„Czy możesz to udowodnić?” zapytałem.
Usta Camerona wykrzywiły się.
To był ten sam uśmiech, który miał na twarzy, gdy mając trzynaście lat, wymyślił, jak przepuścić wąż ogrodowy sąsiada przez węzeł w płocie, żeby podlać rośliny mamy tak, żeby nikt tego nie zauważył.
„Daj mi czterdzieści osiem godzin” – powiedział. „I dostęp do nagrania, które zrobiłeś. Będę miał wystarczająco dużo dowodów, żeby zakopać tego gościa tak głęboko, że będzie potrzebował łopaty, żeby znów ujrzeć światło dzienne”.
Wysłałem mu plik z telefonu.
Tej nocy leżałem bezsennie na nierównym łóżku gościnnym Camerona, wpatrując się w odsłonięte belki stropowe, podczas gdy odległy dudnienie pociągu linii L przetaczało się przez ceglane ściany. Gdzieś na poddaszu klawiatura Camerona miarowo stukała, a poświata z monitorów tworzyła bladą, niebieską smugę pod drzwiami sypialni.
Emma napisała do mnie SMS-a około dziesiątej.
Mama pyta, gdzie jesteś. Wszyscy inni już dotarli. Lepiej, żebyś znowu nie musiał pracować w święta.
Wpatrywałem się w ekran.
Napisałem: Przepraszam, jestem zawalony pracą. Dam ci radę.
Usunąłem drugie zdanie. Wysłałem tylko: Zajęty. Porozmawiamy jutro.
Ona nie odpowiedziała.
Około północy Cameron zapukał delikatnie i wsunął głowę do środka.
„Śpisz?”
„Ani trochę” – powiedziałem.
Wszedł do środka z dwoma kawałkami pizzy na papierowym talerzu i zimnym piwem.
„Jedz” – powiedział. „Nawodniona zemsta jest lepsza”.
Mimo wszystko prychnąłem.
Przez kilka minut siedzieliśmy w ciszy, a z drugiego pokoju dochodziły dźwięki stłumionego meczu koszykówki.
„Wiesz” – powiedział cicho Cameron – „całe życie byłeś tym, który dba o pokój. Łagodziłeś sytuację, kiedy mama i tata się kłócili, wybrałeś nudną, stabilną drogę, żebym ja mógł być tym nieudacznikiem, który ich denerwuje. Wszystko zrobiłeś dobrze”.
Spojrzał na mnie.


Yo Make również polubił
Zalety kurzych nóżek
95-letni chiński lekarz pije TO każdego dnia! Jego wątroba i jelita wyglądają jak u nastolatka! Marchewka, pomidor i sok z cytryny
Świeca, która nigdy nie przestaje pachnieć: zrób ją w domu, używając zaledwie kilku składników
Matka siódemki dzieci kazała mojemu głuchemu dziadkowi wyjść z windy — więc sprowadziłem ją na ziemię